„Kościół nie może widzieć w młodych ludziach po prostu przedmiotu swojej duszpasterskiej troski. W rzeczywistości, bowiem są oni, czynnym podmiotem, aktywnymi uczestnikami ewangelizacji i twórcami społecznej odnowy”
Adhortacja Apostolska „ Christifideles” nr.46
Czy jako młody człowiek, jesteś świadomy swojej podmiotowości we wspólnocie Kościoła i w społeczeństwie, jak się ta podmiotowość wyraża praktycznie?
Bądź w życiu aktywny.
Nie stój z założonymi rękoma.
Nie piękne poglądy są ważne,
ale praktyczne działanie.
Nogi, które stoją w miejscu, zapuszczają korzenie.
Życie jest walką.
Nie czekaj, aby potrzebujący wyszli cię szukać:
idź i odwiedź ich w domach.
Zanieś słowo pocieszenia, wyrozumiały uśmiech, cenną myśl.
/Carlos Torres Pastorino/
Podmiotowość to poczucie bycia kimś, posiadanie tożsamości, która odróżnia jednostkę od innych. W jej ramach człowiek wierzy, że własna aktywność w znacznym stopniu zależy od niego samego.
Aby stać się podmiotem trzeba dokonać świadomych założeń dotyczących samego siebie i wybrać własną drogę rozwoju. Poczucie podmiotowości rozszerza możliwości edukacyjne człowieka i pozwala na rozkwit jego osobowości.
Młodość pozwala nam uwierzyć, że cały świat stoi przed nami otworem.
Ufamy, że możemy objechać świat dookoła, zgłębić wszystkie tajniki wiedzy, poznać smak doznań, jaki opisywane są w książkach. Młodość nie zna trudu, nie poddaje się przeciwnościom. Niewinna w swej niewinności, wytrwale kroczy, by osiągnąć indywidualny sukces i zostać zapamiętana.
„Wybór pomiędzy Chrystusem a Kościołem nie jest przypadkowy. Istnieje, bowiem organiczna więź, ścisła i głęboka. Chrystus żyje w Kościele, Kościół jest tajemnicą Chrystusa żyjącego i działającego pośród nas" - tymi słowami Jana Pawła II skierowanymi do młodych podczas Światowych Dni Młodzieży w Rzymie pragnę rozpocząć swoje rozważania i osobiste przemyślenia.
Papież przypomniał Nam, że - "Kościół Chrystusa jest rzeczywistością fascynującą i wspaniałą. Jest bardzo stary - liczy, bowiem 2 tysiące lat - a jednocześnie jest wciąż młody dzięki Duchowi Świętemu, który go ożywia".
Kościół nadal jest młody, ponieważ wciąż aktualne jest jego orędzie Zbawienia.
Pan Bóg przemawia do każdego z Nas. Do młodego człowieka, który marzy, żeby zdobyć cały świat, do staruszki, która ma problemy z wejściem do tramwaju, do mężczyzny, który obiecuje sobie, że w tym roku zabierze swoją rodzinę na wymarzone wakacje czy do dziecka, które rozwija się w łonie swej matki.
Mówi do mnie, do Ciebie. Do nas.
Miejsce młodych ludzi w Kościele i ich postrzeganie Kościoła jest dla tego Kościoła bardzo ważne. Świadomość, że jesteśmy komuś potrzebni mobilizuje do pracy i samorozwoju. W szczególności tego duchowego.
Pamiętam jak dość niedawno w mojej parafii zrodził się pomysł wprowadzenia ruchu mającego swe korzenie w Mediolanie, który polega na szerzeniu wśród parafian nowej ewangelizacji.
Podstawowym miejscem przeżywania istnienia Kościoła pozostaje przede wszystkim parafia. Ona powinna być jak dom rodzinny, otwarta dla wszystkich uczniów Chrystusa. W niej znajduje się miłość Boga i Zbawiciela. W parafii wszyscy są równi.
Chrystus zostawił wszystkim pokoleniom swoich uczniów jednoznaczne polecenie misyjne: Idźcie i głoście Ewangelię wszystkim....
Ten obowiązek dotyczy także i nas - młodych ludzi, którzy jak mawiał Jan Paweł II są „solą ziemi i światłością świata”.
W mojej parafii metoda nowej ewangelizacji rozpoczęła się w kwietniu 2005 roku. Pamiętam to bardzo dokładnie, gdyż był to czas tuż po śmierci naszego wielkiego Papieża. Pozytywnie odpowiedziałam na zaproszenie mojego proboszcza. Jestem przecież uczniem Jezusa, Jego naśladowcą i głosicielem Jego Ewangelii.
Polecenie wciąż aktualne brzmi: „(...) wyjść z Jerozolimy”.
Trzeba iść. Ciągle iść.
Jak się na tej drodze upadnie, trzeba wstać, otrzepać się z pyłu i iść dalej. Chrystus liczy na nas.
W parafii metoda zaczęła kwitnąć.
Udało nam się stworzyć młody zespół, który zgranie piął się do przodu. Spotykaliśmy się, co tydzień w salce nad zakrystią lub w domu lidera (lider komórki jest po pasterzu wspólnoty kluczową osobą tej metody ewangelizacji). Tworzyliśmy wspólnotę-wspólnot.
Odwiedzaliśmy ludzi starszych i schorowanych, którzy zazwyczaj nie potrafili o własnych siłach dojść do Kościoła a byli strasznie spragnieni Pana Boga. Nieśliśmy im dobre słowo, przyjazny gest, uśmiech i uwagę. Tak często starzy i schorowani ludzie są bardzo samotni.
Pamiętam naszą wizytę w szpitalu neuropsychiatrycznym u chorych dzieci z okazji Mikołajek. Ileż radości malowało się wtedy na ich twarzach.
Dokładnie pamiętam wspólne inscenizacje słowno-muzyczno-filmowe, które razem tworzyliśmy i prezentowaliśmy w naszej parafii.
W piątki całą grupą prowadziliśmy Drogę Krzyżową, a rozważania dotyczyły współczesnego świata, w jakim przyszło nam żyć.
W czerwcu zorganizowaliśmy I Festyn Gminno-Parafialny, z którego dochód przeznaczony został na wspólne pielgrzymowanie do Medjugorje.
„U mnie zawsze macie zielone światło i wsparcie” - tymi słowami zwrócił się do nas ksiądz proboszcz mojej parafii w święta Bożego Narodzenia minionego roku.
Gdy wzrastałam razem z innym w tych wspólnie dokonanych dziełach, miałam świadomość tego, że jestem czynnym uczestnikiem ewangelizacji i twórcą społecznej odnowy. Były chwile radosne i spontaniczne, ale też takie, które przynosiły zwątpienie.
Uwierzyłam w niewyczerpany charyzmat ewangelizacji w mojej parafii, która jest miejscem na wspólnotowe istnienie i przeżywanie Kościoła.
Czułam wzrost bliskości z Panem, siłę dzielenia się Jezusem z innymi, pogłębienie własnej tożsamości katolickiej czy dawałam i otrzymywałam wsparcie.
Moją podmiotowość we wspólnocie Kościoła pomógł mi dostrzec także Jan Paweł II. Nigdy osobiście nie miała możliwości spotkać się z Ojcem Świętym, choć zawsze wierzyłam, że jest blisko.
Z młodymi, szedł z ramię w ramę.
Nigdy nie dawał obietnic bez pokrycia, nie moralizował. Choć miał jasne i twarde wymagania, co do młodzieży, był dla nas-młodych największym autorytetem.
Jan Paweł II przyzwyczaił nas do precedensów. Tyle rzeczy zrobił po raz pierwszy. Zakochany po uszy w pracy z młodymi ustanowił Światowy Dzień Młodzieży i tym samym potrafił trafić do ich serc. Papież budził, pocieszał i wymagał. Jan Paweł II promieniował autentycznym szacunkiem do każdego człowieka. Myślę, że ŚDM były odpowiedzią Ojca Świętego na pragnienia młodych i są w jakiś sposób rozwojem nauczania o Kościele współczesnym.
Dzięki tym spotkaniom wiara młodego pokolenia staje się piękniejsza, pełniejsza i trwalsza. Moja wiara dzięki XX ŚDM w Kolonii stała się silniejsza i bardziej dojrzała.
W spotkaniu w Kolonii brało udział dwóch Papieży-Ten pierwszy to Jan Paweł II, który zaprosił młodzież wszystkich kontynentów i patrzyła na nas z Domu Ojca i Ten drugi, o ciepłym uśmiechu-urzędujący Benedykt XVI.
Duma Renu tętniła młodością, gdy przez kilkanaście godzin w wielkim skwarze czekaliśmy nad brzegiem rzeki na przyjazd Benedykta XVI.
Masa, tłum-to nie kojarzy się zbyt dobrze, brzmi bezosobowo. Ale nie wtedy, nie w Kolonii, gdzie wraz z moim przyjaciółmi z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i ks.Arturem udałam się, aby oddać Mu pokłon. ŚDM były świętowaniem tłumu, który znaczył tu tyle, co wspólnota.
Jan Paweł II przez wiele lat podczas święta młodych był niczym guru. Tę funkcję sprawował z całą swobodą, prowadząc dialog z milionem młodzieży. Kołyszący się w rytmach młodzieżowej muzyki, Papież „John Paul Superstar”, jak okrzyknięto Go podczas ŚDM w Denver w 1993 roku.
Pamiętam dobrze silny wiatr...niemy bohater wizyty w Kolonii.
To właśnie jeszcze Jan Paweł II zaprosił młodzież różnych wyznań właśnie tam, gdzie i mnie dane było być. Niewielu wierzyło dialog Kościoła z młodzieżą, a to właśnie w niej JP II znalazł żarliwych rozmówców.
Ażeby podkreślić jak bardzo ważny jest dialog, który Kościół prowadzi z młodzieżą - odwołał się do dokumentu „Christifideles laici”, który zacytował: "Kościół ma wiele do powiedzenia młodym, młodzi zaś Kościołowi. Ten dwustronny dialog winien przebiegać w klimacie serdeczności, otwarcia się i odwagi, (...) zaś dla Kościoła (...) będzie źródłem bogactwa i młodości".
Na spotkaniach z Janem Pawłem II wrzawa była nieraz taka, jak podczas występów gwiazd rocka. Nigdy nie zapomnę widoku, jak na koniec XX Światowych Dni Młodzieży na Pola Maryjne, zjechało się około miliona młodych ludzi. Modliliśmy się, spaliśmy pod gołym niebem...ludzie różnych poglądów, kultur, koloru skóry-podali sobie ręce. Wszyscy razem, donośnym głosem śpiewaliśmy - „Jezus Christ, You are my Life”.
Światowe Dni Młodzieży były niezwykłym doświadczeniem jedności. Dzieliliśmy się tym, co mieliśmy i staraliśmy się sobie nawzajem pomagać. Współtworzyliśmy cywilizację miłości, jakiej życzył sobie Jan Paweł II.
Wtedy, tam w Kolonii, czułam ogromna lekkość, poczucie sensu własnego istnienia, poczucie, że jestem komuś potrzebna, że mogę uwierzyć w siebie i iść do przodu. Dalej...
Jan Paweł II zachęcał nas także do odkrywania Kościoła diecezjalnego. Co roku w Katedrze Wrocławskiej obchodzone są Diecezjalne Dni Młodzieży. Podczas takich dni krystalizuje się w sercach młodych obraz Kościoła i duchowości. Dziś młodzi ludzie rozproszeni po całym świecie, spotykając się podczas Diecezjalnych Dni Młodych mają za zadanie odkryć Kościół parafialny, potrzeby oraz wspólnoty, które w nim istnieją i działają. W Kościół lokalny mają wnieść radość i przyjaźń, jaką uda im się odkryć.
W 2003 roku podczas Niedzieli Palmowej Jan Paweł mówił: „Wspólnie z wami wychodzę jako Biskup Rzymu na spotkanie Chrystusa, który idzie. Wspólnie z wami tu - i wspólnie z wszystkimi waszymi rówieśnikami wszędzie (...) My wszyscy, którzy tu na placu św. Piotra - czy też gdziekolwiek na świecie - wchodzimy z Chrystusem do Jerozolimy, wyznajemy, głosimy i obwieszczamy tajemnicę paschalną Chrystusa, która trwa. Trwa w Kościele, a przez Kościół w ludzkości i w świecie”
Można śmiało powiedzieć, że młodzi, mają stać się żywymi, przynoszącymi owoce latoroślami tego właśnie Kościoła, to znaczy świadomymi i odpowiedzialnymi uczestnikami jego misji.
W roku 2005 wspólnie z przyjaciółmi brałam udział w Diecezjalnych Dniach Młodzieży we Wrocławiu. Mszy Świętej w Katedrze towarzyszył podniosły nastrój.
Wiem na pewno, że środowisko młodzieżowe pragnie być traktowane podmiotowo a nie przedmiotowo. Wyraźnie tego oczekuje. Akceptuje przeróżne sytuacje, w których przychodzi jej coś współtworzyć i często nie chce być tylko biernym odbiorcą przekazywanych odgórnie treści.
Wydaje mi się, że w sercach młodych jest wiele dobra oraz pragnienie szczęścia.
Czy mojej przynależności do społeczeństwa jest widoczna?
Myślę, że tak.
Wartościując swoje pragnienia związane z przyszłością, młodzi marzą przede wszystkim o ukończeniu szkoły, o dostaniu się na studia, potem o zdobyciu dobrej pracy. O samorealizacji.
Do młodych ludzi należy dotrzeć.
Nie wolno ich pouczać (a uczyć), ignorować.
Jest to grupa społeczna bardzo zróżnicowana i silna. Jakże różnorodna.
Ks. Krzysztof Pawlina nazwał moje pokolenie - pokolenie poszukujące „religijnego show”. Mocnych przeżyć duchowych dostarczają nam wyjazdy na różnorodne formy rekolekcji, spotkania w Lednicy, pielgrzymki czy spotkania oazowe.
I znowu na myśli przychodzi mi przykład Jana Pawła II, który na wszystkich kontynentach i w różnych krajach, niekoniecznie katolickich, spotykał się z młodzieżą, wywołując niemalże każdym zdaniem wielki entuzjazm. Nawet wtedy, kiedy stawiał przed młodymi wysokie wymagania moralne i duchowe.
Wśród młodych ludzi potrzebni są tacy, którzy potrafią „wypływać na głębię”, ale też tacy, którzy sami doświadczają głębi spotkania z Chrystusem.
Powinno w nas być więcej z postawy św. Filipa, który przyłącza się do nieznanego człowieka będącego w drodze, aby mu opowiedzieć o Jezusie. Uczmy się od św. Pawła przemierzania współczesnego nam świata, bez gorszenia się nim i obrażania się na wiarę i moralność jego obywateli. Trzeba temu światu, jak Paweł, nieść Ewangelię, docierać jak on na dzisiejsze areopagi naszych miast i osiedli.
Trzeba nam misyjnego żaru Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9, 16). Trzeba odwagi, aby wejść między współczesnych pogan, cyników, stoików. Wielu z nich być może nas odrzuci, powie: „Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 17, 32), ale nieliczni mogą się przyłączyć. Dajmy szansę Duchowi Świętemu, aby nie spotkał na wyrzut: „Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?” (Rz 10, 14).
Program nowej ewangelizacji, jaką dał mi udział w spotkaniach formacyjnych w mojej parafii dużo mnie nauczył i pogłębił moją wiarę. Mieć serce i mówić do serca.
Wspomniałam o działalności ewangelizacyjnej, ale nie mogę nie wspomnieć o początkach mojego zaangażowania w życie Kościoła.
Niedaleko, 10 kilometrów od mojej miejscowości stoi tak zwany Duży Kościół. Tam wszystko się zaczęło.
Pod wpływem namowy mojego przyjaciela-Piotrka wstąpiłam do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Przyznam, że na początku trochę się bałam i byłam pełna obaw, ale potem wszystko diametralnie się zmieniło.
Razem z przyjaciółmi i z księdzem, który dzielnie sprawował nad nami opiekę duchową zrodziliśmy wiele dobrego. Cotygodniowe spotkania wniosły w moje życie dużo pozytywnej energii.
Budowanie własnego „ja”, przynależność do wspólnoty i chęć pogłębiana wiary dawały mi dobre prognozy na samym starcie. Gdy kończyło się jedno spotkanie, już nie mogłam doczekać się następnego.
Ciężką pracą i zaangażowaniem zorganizowaliśmy I Festyn Parafialny, z którego dochód pozwolił nam pojechać właśnie na XX Światowe Dni Młodzieży.
Pamiętam nasze rekolekcje w Gostyniu u księży Filipinów, wspólne wycieczki rowerowe, pikniki w lesie. Radość i chęć niesienia dobrej nowiny trwała i trwa w każdym z nas.
Podczas polowej Mszy Świętej w ciszy i skupieniu serc, gdy wiatr leciutko ocierał się o nasze twarze zawierzaliśmy dni Bogu dziękując za to, że jest z nami i przy nas.
Wierzyć to znaczy kochać. Kochać to znaczy wierzyć.
Tu wiedziałam, że jestem komuś potrzebna. Czułam się jakby ktoś podarował mi skrzydła. Mogłam latać... ze szczęścia.
Lata spędzone w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży nauczyły mnie wiele. Pokory, bo tylko człowiek pokorny niepolegający jedynie na sobie, będzie w stanie otworzyć się na działanie Pana Boga i prawdziwie modlić się. Umocniły moją wiarę, bo była zbyt słaba i krucha. Dały wspaniałych przyjaciół, z którymi do dziś utrzymuję stały i nieprzerywalny kontakt. Pomogły wejść na właściwą ścieżkę życia, której dziś się nie wstydzę. Więc kroczę dalej...
W tym miejscu pragnę powtórzyć za jednym z moich ulubionych poetów:
„odnaleźć siebie
by pozostać sobą
i nie sprzedać siebie
za wygodną cenę
wejść w środek tłumu
lecz nie zgubić twarzy
(...)
walczyć o dobro
nawet to niewielkie
bo z tego przecież
buduje się wieczność...(...)”
Ja odnalazłam siebie...
Jest rok 2008.
Postanowiłam, że tego lata razem z innymi będę pielgrzymować na Jasną Górę. Moi przyjaciele chodzą już od wielu lat. Podziwiam ich za to.
Ja już od trzech lat chodzę na coroczną pielgrzymkę do Trzebnicy. Chwile niezapomniane. Wspólna modlitwa, śpiew, obolałe nogi i zmagania z własnymi słabościami.
Młodsi i starsi budują wspólne dobro. Nieważne, kto ile ma lat, jak wygląda i co lubi- każdy jest tu równy i w takim samym stopniu buduje wspólnotę, która należy do tego samego Kościoła i której głową jest Jezus Chrystus.
W zeszłorocznym numerze „Niedzieli” przeczytałam, że polska młodzież zawsze była jedną z najliczniejszych grup, które zjawiały się na Światowych Dniach Młodzieży z udziałem Jana Pawła II oraz na spotkaniach organizowanych przez wspólnotę ekumeniczną z Taizé. Dziesiątki tysięcy młodych ludzi, co roku, odpowiada na apel ojca Jana Góry, jadąc, na Lednicę, gdzie dokonują symbolicznego wyboru wiary przechodząc przez słynną Rybę.
Piesze pielgrzymki na Jasną Górę przyciągają przede wszystkim młodzież. Na co dzień wielu z nich angażuje się w życie Kościoła poprzez członkostwo w rozsianych po całym kraju ośrodkach duszpasterskich, gdzie dyskutują oraz organizują wspólne wyjazdy i spotkania.
Dla tych osób „Kościół jest jednolity, jest prawdziwą wspólnotą” a także „jest tradycyjną i trwałą instytucją”, co w tym przypadku może być jego niewątpliwą zaletą i siłą.
Młody człowiek szuka odniesienia do Boga, potrzebuje duchowości.
Pamiętam dokładnie swój udział w forum katolickim w Gostyniu.
Analizowaliśmy problemy, z jakimi boryka się współczesna młodzież. Nam siłę dają wspólnoty. Ale ewangelizować należy stopniowo, nie można robić tego za szybko, na siłę. Zmieniają się formy duszpasterstwa, możliwości, oczekiwania i problemy młodzieży, która niezmiennie potrzebuje autorytetów oraz poświęconego jej czasu.
W jednym z wywiadów ks. Mieczysław Maliński podkreśla, że:
”(…) młodzież jest logiczna, nie dopuszcza fałszu, podstępu, blokuje wszelkie próby oszukania jej, domaga się wolności i sprawiedliwości, tolerancji o poszanowania godności ludzkiej”
Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Ważne przede wszystkim jest znalezienie swojego miejsca we wspólnocie Kościoła.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus stwierdziła, że: w sercu Kościoła człowiek jest miłością.
W kwartalniku „ESPE” adresowanym do młodzieży czytamy:
„Kościół jest owczarnią. Bramą do owczarni jest sam Chrystus. To w nim i przez niego mamy udział we wspólnocie Kościoła. W owczarni jest miejsce dla każdego. To właśnie we wspólnocie Kościoła mamy każdego dnia dostęp do tego duchowego pokarmu. Jest nim sam Bóg.”
A może jeszcze trochę wspomnień...
Gdy usłyszałam, że w Krakowie organizowane są Dni Młodzieży Kanonickiej nie wahałam się ani minuty, aby brać w nich udział. Pomyślałam, że swoim zapałem zarażę swoich przyjaciół i razem pojedziemy do wawelskiego grodu.
Nie straszna nam była długa droga i nieznajomość wielkiego miasta, jakim jest Kraków. W grupie, przecież raźniej.
W Kanonickich Dniach Młodzieży brało udział około 190 uczestników. Niektóre grupy zorganizowane i liczne, inne małe, a także pojedynczy uczestnicy. Wszyscy zgrani, stanowiący wspólnotę.
Dni wypełnione modlitwą, zabawą, spotkaniami z ludźmi przyniosły mi po raz kolejny poczucie, że mogę być komuś potrzebna...
To takie ważne, że człowiek wie, iż gdzieś w pobliżu wyciągnięta jest ku niemu dłoń, na którą zawsze może liczyć. Może się ją chwycić, gdy potrzebuje wsparcia i pomocy.
Sytuacja moralna i duchowa młodzieży wskazuje, że trzeba dla niej przede wszystkim mieć serce i mówić do serca.
Sądzę, iż dobrą forma wspólnego ewangelizowania są duszpasterstwa, które powstają szczególnie w dużych miastach.
Człowiek Chrystusowy to człowiek perfekcyjny.
Parafie organizują rekolekcje, wolontariaty, rozwieszane są plakaty na ulicach, w akademikach, ale nie zawsze jest to skuteczne. Ważne jest to, żeby pójście w głąb, żeby wymagać czegoś więcej od człowieka, który ma być przy Bogu. W naszych czasach konieczny jest profesjonalizm; to ważne dla młodych ludzi, którzy doświadczają wielkich przełomów w życiu.
Kościół jest cenny, ponieważ jest tradycyjny, inny od tego, co oferuje popkultura. Zaskakujące wydaje się to, że młodzież zwróciła uwagę na znaczenie tradycji w Kościele. I to jest dobre.
„Dzisiaj z młodzieżą trzeba przede wszystkim być, trzeba rozmawiać”- twierdzi ks. Robert Korbik, duszpasterz młodzieży archidiecezji poznańskiej, organizator Maratonu Biblijnego w Poznaniu, katecheta. „Młodzież jest dobra, czasem zagubiona, więc zwraca na siebie uwagę tak, jak potrafi. Każdy potrzebuje akceptacji, zauważenia, młodym osobom nieustannie należy dawać poczucie, że są potrzebne i ważne”-dodaje w jednym z artykułów zamieszczonych w „ESPE”.
31 sierpnia 1994 roku podczas audiencji generalnej Jan Paweł II wygłosił katechezę poświęconą udziałowi ludzi młodych w Kościele.
Papież patrzy na młodość jako na dar, ofiarowany i zadany każdemu przez Ducha Świętego...
”Jakże wymowne jest przypomnienie młodym tego Ducha, którego przychodzenie do nas kojarzymy z wichrem, ogniem... z żywiołami „młodzieńczymi”, dalekimi od wszelkiej stagnacji i znużenia. Także młodym ludziom naszych czasów Duch mówi: „Obudź się, masz wielką szansę swojej młodości!”.
Teologowie sprzed wieków zwykli powtarzać, że „łaska buduje na naturze”.
Można by powiedzieć, że również łaska młodości buduje na naturze młodości: na jej wielkich pragnieniach radykalizmu, przemiany świata, własnego rozwoju, również fizycznego... To właśnie na tych pragnieniach mógł oprzeć się Chrystus, kiedy, będąc młodym człowiekiem, powoływał młodych ludzi, którzy mieli stać się Jego Apostołami.
Kościół narodził się z tych porywów młodości.
Taką wizję Kościoła, która nie utożsamia katolicyzmu z barokowymi figurami o sztucznych, majestatycznych, pozach pragnął pokazać młodym Jan Paweł II, ale która potrafi dostrzec zbieżność własnych pragnień zaprowadzenia sprawiedliwości i braterstwa w świecie z ideałami Ewangelii. Zdarza się, bowiem, że młodzi „odkrywcy Ameryki” twierdzą z dumą, iż znaleźli lekarstwo na uleczenie bolączek świata, aż pewnego dnia odkrywają ze zdumieniem, że to lekarstwo ma 2000 lat, a zawdzięczamy je Jezusowi z Nazaretu.
Dlatego Kościół powinien nie tylko być otwarty na oczekiwania i dążenia młodych, ale też ma umożliwić im poznanie Ewangelii z jej obietnicami i wymaganiami. Zauważmy, że najpierw jest powiedziane: z obietnicami, bo dopiero wtedy, gdy ktoś zachwyci się Chrystusem, gdy dostrzeże, jak pięknym chce On uczynić jego życie, będzie gotów przyjąć na siebie również najtrudniejsze wymagania”
Taką właśnie Ewangelię głosił Jan Paweł II wszystkim młodym świata, Ewangelię porywów Ducha, naukę Chrystusa, który czyni wolnym właśnie, dlatego, że tak dużo wymaga i przez to jest jedyną odpowiedzią na niepokoje i zagrożenia naszych czasów.
„Kościół, żyje, Kościół jest młody” – mógł powiedzieć Benedykt XVI, odwołując się do wydarzeń z roku 2005, gdy miliony młodych ludzi solidaryzowało się z umierającym Janem Pawłem II, który głosił im prawdy Ewangelii.
Miliony zapłakanych, rozmodlonych twarzy młodych ludzi...
Nieważne, kim jesteśmy dla całego świata. Ważne, kim jesteśmy dla samych siebie i najbliższych nam osób. To właśnie wśród nich dojrzewamy i brniemy do przodu. Upadamy i podnosimy się. Ponosimy gorycz porażek i smak sukcesu. Płaczemy i uśmiechamy się. Wierzymy i zadajemy mnóstwo pytań.
Są to wartości wewnętrzne i duchowe, wiemy jednak, że sam Jezus zachęcał swoich uczniów, by wprowadzali w życie wzajemną miłość, braterstwo, przyjaźń, solidarność, szacunek wobec osób i przyrody, będącej dziełem Bożym i polem współpracy człowieka z Bogiem.
Dlatego też młodzi znajdują w Ewangelii trwałe i autentyczne wsparcie dla swoich dążeń i planów.
Jan Paweł II chciał, aby młodzi odkrywali coraz szersze pola apostolstwa. Kościół powinien umożliwić im poznanie Ewangelii z jej obietnicami i wymaganiami. Ze swej strony młodzi ludzie powinni podzielić się z Kościołem nie, czym innym, jak właśnie-swoją młodością.
„Dwustronny dialog, który winien przebiegać w klimacie serdeczności, otwarcia się i odwagi, ułatwi spotkanie się pokoleń i wymianę pomiędzy nimi, zaś dla Kościoła i społeczeństwa będzie źródłem bogactwa i młodości”.
W swej Katechezie kierowanej do młodych Papież Jan Paweł II niestrudzenie ponawiał zaproszenie do dialogu i wzywał młodzież do angażowania się w życie Kościoła. Uczynił to w wielu pismach do niej skierowanych, zwłaszcza w liście z okazji Międzynarodowego Roku Młodzieży, ogłoszonego przez ONZ. Czynił to podczas licznych spotkań z grupami młodzieżowymi w parafiach, ze stowarzyszeniami, ruchami, a przede wszystkim podczas liturgii Niedzieli Palmowej i w czasie światowych spotkań, takich jak w Santiago de Compostela, w Częstochowie i w Denver.
„Jest to jedno z najbardziej podnoszących na duchu doświadczeń mojej posługi papieskiej, jak również działalności pasterskiej moich współbraci biskupów całego świata, którzy podobnie jak Papież widzą, że dzięki młodym Kościół czyni postępy w modlitwie, w służbie wobec ludzkości i w ewangelizacji”-mówił.
Wszyscy pragniemy coraz bardziej upodobnić się do wzoru pozostawionego nam przez Jezusa i postępować zgodnie z Jego nauczaniem. To On powiedział, by iść za Nim drogą „maluczkich” i „młodych”.
Kościołowi zależy na młodych, bo przecież są przyszłością świata i Kościoła.
Czasami wystarczy nam tylko nie przeszkadzać, a wówczas potrafimy pokazać, że młodość, choć „durna i chmurna” potrafi wznosić się na wyżyny wiary, dobra, poświęcenia dla innych.
Młody człowiek nie lubi być przecież sam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz