Mój Dziadek był żołnierzem. Był strażakiem i saperem. Był niewątpliwie dobrym człowiekiem.
Na pewno mój Dziadek był wielkim patriotą. Z miłością i autentycznym oddaniem służył Ojczyźnie w najtrudniejszych chwilach. Czemu o tym piszę?
Czuję, że powinnam wyrazić swoje wielkie uznanie i podziękowanie dla Dziadka, który niewątpliwie był i zawsze pozostanie dla mnie autorytetem. Dla mnie i dla reszty swoich wnucząt i prawnucząt, bo nie umiera nigdy Ten, kto żyje w sercach ludzi.
Od małego pamiętam jak Dziadek opowiadał Nam historie związane z wojną, czasem okupacji czy swoją młodością, która nie należała do łatwej.
Śmiało mogę powiedzieć, że dziś jest mi dobrze i komfortowo. Nie martwię się czy będę miała, co zjeść na śniadanie, czy będę miała gdzie wrócić wieczorem, gdy będę wracała z uczelni. Mimo tego, że wiele rzeczy jest dla mnie nieosiągalnych jest mi łatwiej i wygodniej.
Mój Dziadek zawsze lubił i potrafił ciekawie pisać. Tak powstał pamiętnik, który Dziadek napisał w 2000 roku z dedykacją dla wnuków i prawnuków.
Pamiętnik to przede wszystkim opowiadania z czasów dzieciństwa, wojny, pobytu w wojsku, czasach saperskich czy działalności w straży pożarnej. To piękna lekcja historii i świadectwo życia mojego Dziadka.
Wszyscy zawsze z wielkim zainteresowaniem słuchaliśmy Jego opowieści. Mimo tego, że często znaliśmy je już na pamięć to zawsze pachniały one wyczekiwaną świeżością swojego przekazu.
Dziadek w pamiętniku o swoim dzieciństwie między innymi napisał tak:
„Urodziłem się 8 czerwca 1926 roku w Borzykowie. Ta nieduża miejscowość leży w powiecie wrzesińskim na Ziemi Wielkopolskiej. Przyszedłem na świat jako siódme z kolei dziecko. Już od najmłodszych lat musiałem pomagać w gospodarstwie.”
Już jako dziecko wiedział, że życie nie jest i nie będzie łatwe.
Na kolejnych kartkach pamiętnika Dziadek wspominał czas okupacji:
„Nadszedł pamiętny 1939 rok. Jeszcze jest spokojnie, choć można już przypuszczać, że wkrótce...
(...) Niemcy napadli na Polskę przeważającymi siłami z powietrza, lądu i morza, i tak zaczęła się II Wojna Światowa.
Polska nie wytrzymała naporu wojsk niemieckich z Zachodu, pomimo ofiarnych walk. Granicę wschodnią przekroczyły wojska rosyjskie zajmując wschodnią część Polski.
I tak nasza Ojczyzna została zakuta w kleszcze. Niemcy włączyli nas do Rzeszy i tak zaczęła się germanizacja.”
Dziadek „opowiadał” dalej:
„Pewnego listopadowego ranka mieszkańcy mojej wsi ujrzeli straszny widok. Hitlerowcy poprzewracali w prywatnych posesjach wszystkie krzyże i figury. Dla Polaków katolików był to duży cios. Murowanych figur Niemcy nie mogli rozbić ręcznie, dlatego zakładali łańcuchy i końmi zrywali wizerunki Matki Bożej, aby zabić ducha naszej wiary i naszego narodu. Dopuszczali się okrucieństw i prześladowań.
(...) Tak mijały dni niewoli. Zaczęły się masowe wysiedlenia Polaków i osiedlenia się na tych terenach Niemców. Rozpoczęła się prawdziwa germanizacja. Ludność żyła w ciągłym strach i niepewności. Nikt nie wiedział, którego dnia i o której godzinie przyjdą żandarmi krzycząc Raus! Na opuszczenie swoich domów dawali pięć minut.
Takie pięć minut spadło i na moją rodzinę.
11 grudnia 1939 roku, kiedy byłem w szkole przyszedł po mnie posłaniec i dołączyłem do swojej rodziny, która już nie miała domu. Zostaliśmy przewiezieni na punkt zbiorczy. I tak rozpoczęła się nasza tułaczka.”
Zawsze, gdy powracam do tych słów trudno jest mi w nie uwierzyć. I to za każdym razem coraz bardziej. Myślę wtedy o moim ogromnym szczęściu, że dane jest mi żyć nie wtedy, ale tu i teraz.
Wojenną tułaczkę Dziadek na kartach swojego pamiętnika opisał bardzo szczegółowo.
„Pociąg ruszył w nieznane. Jechaliśmy przeważnie nocami. Pamiętam ponaglania i wrzaski Niemców. Przy trzaskach zamykanych drzwi wagonów płacz dzieci i szloch matek. Czwartego dnia pociąg dojechał na miejsce przeznaczenia. Od samego rana rozpoczęło się dzielenie rodzin. Moja rodzina została wówczas rozdzielona.”
Partyzantka to kolejny rozdział „Wspomnień Dziadka”.
„Zaczęły się organizować oddziały Armii Krajowej. Polubili mnie partyzanci, a że przed wojną byłem harcerzem, zostałem takim chłopcem na posyłki. W roku 1942 gdy skończyłem 16 lat zostałem przyjęty do AK. W różnych akcjach brałem udział jako łącznik. Brałem czynny udział w akcji „Burza”. W sierpniu 1944 roku organizowaliśmy pomoc dla powstańców Warszawy (...). Kolejną zimę spędziłem już ze swoimi rodzicami. I tak mijały dni, tygodnie zimy 1944-1945 roku. Wyczuwaliśmy, że już wkrótce ruszy ofensywa, bo dużo wojska maszerowało ze Wschodu w stronę Wisły.”
W kolejnym rozdziale Dziadek obrazowo wspominał tak:
„Minęła zima. Mogliśmy już wracać do domu, choć na razie nie było czym. Wszystkie transporty zajęte przez wojsko. Dopiero w kwietniu wyruszyliśmy w podróż do rodzinnych stron (...).
Długi jeszcze czas ludzie powracali do swoich bliskich z różnych stron świata”
Po zakończeniu wojny Dziadek opowiadał o pierwszych lata spędzone w Wierzchowicach, w których mieszkał wspólnie z moją Babcią.
Pamiętam od małego, że zawsze tworzyli ciepły i przyjazny dom dla swoich wnuków i prawnuków. Dla swoich dzieci.
Okres spędzony w wojsku Dziadek wspominał zazwyczaj z łezką kręcącą się w oku.
Pisał tak: „Warszawa Praga 11 listopada 1948 rok. Zaczęło się szkolenie rekruckie. Dla mnie taka służba wojskowa nie była nowością. Dość szybko zostałem zauważony i wyróżniony. Pomagałem słabszym ode mnie. Po złożeniu przysięgi zostałem wysłanym na przeszkolenie minersko - saperskie do Pierwszego Samodzielnego Batalionu Saperów w Legionowie. Po powrocie do swojej jednostki zostałem mianowany dowódcą Pierwszej drużyny. Przybyły mi nowe obowiązki, szkolenia i przygotowania do wyjazdu na rozminowanie (...). Nadszedł dzień wyjazdu na rozminowanie. Wszystkie wykryte miny niszczyliśmy na miejscu wysadzając je w powietrze. Musieliśmy działać z wielką ostrożnością, bo jak wiadomo „saper myli się tylko raz”.
Byłem odpowiedzialny za przewiezienie tej groźnej miny i jej zniszczenie (...).
Służbę zakończyłem w grudniu 1949 roku. Moja drużyna została wyróżniona i opisana w gazecie „Żołnierz Polski” w artykule zatytułowanym- „Wczoraj były tam miny, jutro dzięki pracy saperów wyrośnie zboże”.
O życiu codziennym, rodzinie, pracy społecznej ( czynna działalność w Ochotniczej Straży Pożarnej Wierzchowice od 1950 roku), latach emerytalnych Dziadek „opowiadał” już na zakończenie niewątpliwie wyjątkowego zarysu swoich dziejów.
„Wspomnienia Dziadka” kończą słowa: „Tak przeminęła młodość. Nadszedł zasłużony odpoczynek”
Dziękuję Ci Dziadku za wyjątkowo lekcję historii i piękne świadectwo Twojego życia, po które mogę sięgnąć każdego dnia i które w dzisiejszym zwariowanym świecie na pewno nie zginie.
Dziękuję Ci Dziadku, że tym samym zawsze będziesz z nami.
Mój Dziadek umarł 17 listopada 2010 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz