„(...) dziś popołudniu
jeszcze raz od początku
w drodze jak zawsze
naprawdę dalej idący
nieznajomy
cierpliwy
bliski
gdy świat się zmierzcha
to ciepło w sercu”
ks. Janusz Pasierb
Był późny piątkowy wieczór. Jeszcze krzątałam się po swoim pokoju czując lekkie zmęczenie po ciężkim dniu zajęć. Wysoko na niebie świecił Księżyc a na ulicach Wrocławia powoli robiło się cicho i sennie. Tylko latarnie dawały o sobie znać rzucając swoim światłem na przechodzących obok nielicznych już przechodniów.
Jezu – trzeba iść. Trzeba rozpocząć drogę krzyżową. Zobacz. Jestem tutaj. Pomogę Ci. Pójdziemy razem. Jesteś Jezu bardzo słaby, bo to ciężar potężnych emocji i ostatnich dni. To samotność i lęk.
Ale trzeba iść Jezu dalej. Nie można się poddawać. Przecież sam mnie tego uczyłeś i nadal uczysz. Codziennie poprzez radość, aż do głębokiego smutku. Od euforii przez kompletną rezygnację. Od mojego grzechu, aż do oczyszczenia.
Jezu chcę Ci powiedzieć, że ja też się boję. Boję się podejmować, jak się często okazuje, ważne dla mnie decyzje dotyczące mojego życia i ziemskiego wędrowania. Przeraźliwie boję się zła, ciemności i strachu jaki napotykam na swojej drodze.
Jezu a Ty się do mnie uśmiechasz. Pomagasz mi iść, ponieważ miarą człowieczeństwa nie jest upadek, ale siła powstania. Staram się być silna – siłą Twoich ramion.
Dobrze jest widzieć Jezu, że w tłumie nie wszyscy są przeciwko Tobie. Ukochana twarz Twojej Matki. Oczy wymowne cierpieniem. Nie możesz przystanąć. Nie możesz porozmawiać. Idziesz dalej...
I ja powracam do swojej Mamy, bo w Niej odnajduję cząstkę siebie, bo w Jej sercu słyszę uderzenia bicia serca mojego, a patrząc na Jej twarz dostrzegam bezgraniczną, najpiękniejszą miłość i przyjaźń.
Patrząc zaś na twarz Maryi Matki poszukuję obrazu Jezusa – obrazu wielkiej miłości. W tłumie poszukuję własnej twarzy - „...odnaleźć siebie, by pozostać sobą. wejść w środek tłumu i nie zgubić twarzy.” Lekko zagubiona, ale pewna swoich kroków. Pewna swojej drogi.
Ludzie dookoła przeraźliwie krzyczą. Coś mówią, ale bardzo szybko. A Ty Jezu idziesz dalej. Dla mnie, dla Ciebie, dla Nas. Nie bronisz się, nie dyskutujesz, lecz dzielnie znosisz przeraźliwy ból i poniżenie. Jesteś silny i silne jest Twoje serce.
Lekko ociera Twoją twarz. Delikatność i wrażliwość serca to Ona. Weronika. Potrzeba dziś Weronik wrażliwych na potrzeby drugiego człowieka. Odwaga i poświęcenie dla Jezusa są niewątpliwie dowodem wierności osobie, którą kochamy i ludziom którzy są nam bliscy. Są dla nas ważni. Tak po prostu i po ludzku ważni. Codzienni i pełni miłości. A czy ja, podobnie jak Weronika, nie bałabym się wyjść z tłumu ? Czy otarłabym umęczoną twarz Jezusa ? Co Jezu bym Ci powiedziała ? Czy umiałabym nie płakać ?
Gdybym mogła wyjść z tłumu to wiem, że odważnie bym z niego wyszła. Że próbując się przebić przez ogrom masy ludzi chciałabym być bliżej Ciebie Jezu. I na tej drodze jest przecież podobnie. Zło krzyczy niesamowicie, zaś dobrem trzeba się przebić. A ja nadal głośno i uparcie wierzę w to, że dobra na tym świecie jest więcej, niż zła. Jezu – jesteś zmęczony. Idę z Tobą, pomogę Ci, bo nie boję się dzięki Tobie właśnie. Gdybym mogła otrzeć Twoją twarz to uczyniłabym to najdelikatniej jak tylko potrafię. Nie mówiąc nic starałabym się pokazać, jak bardzo Cię Jezu kocham i jak bardzo chcę przy Tobie iść. Cierpiącemu w świecie pokazać chcę, że są ludzie którzy nie boją się okazywać współczucia odrzuconym, nie boją się pomagać słabszym.
Ponownie przyglądam się ludziom. Niektórzy wytrwale idą za Jezusem, inni zaś decydują o Jego śmierci. Jedni tylko patrzą, drudzy zaś żywo komentują całe wydarzenie. W oddali słychać szloch i głośny głos sprzeciwu, ale również i szyderczy śmiech. Jak dobrze jest Jezu znaleźć wśród tego tłumu ludzi życzliwych i szczerze Ciebie miłujących. Jak dobrze jest widzieć takich ludzi na co dzień. Na uczelni, w sklepie, na spotkaniu Wolontariatu, na ulicy, czy w Kościele. Dookoła.
Bo człowiek gdzieś biegnie, czegoś szuka, coś pragnie i bardzo kocha. A ja idąc dalej przed siebie patrzę nieustannie Jezu na Twoją twarz. Widzę w niej niesamowitą i szaloną miłość do mnie. Do wszystkich ludzi. Poprzez swoje cierpienie i śmierć pokazałeś Nam, że „kochać to znaczy powstawać...”
Proszę Cię Jezu, abym zawsze miała dobry słuch i wzrok na potrzeby innych. Abym w drugim człowieku zawsze potrafiła dostrzec Ciebie i Twój uśmiech. Żebym nigdy nie przestała się bać wychodzić do i co najważniejsze dla ludzi. Chcę, aby każdy człowiek był szczęśliwy. Tak, chcę.
Wiem Jezu, że Ty mnie nie zawiedziesz, Ty mi pomożesz, podobnie jak bliscy ludzie dookoła mnie. Od nich również uczę się Twojej miłości i Twojego dobra. Takie codziennie wędrowne. Po prostu.
Maryja, Maria Magdalena, czy Weronika na Twojej drodze Jezu były razem z Tobą. Do końca i mimo wszystko. Były, ponieważ prawdziwie Ciebie kochały. Były silne Tobą i Twoją drogą.
Tam nie było ściemy, tam była MIŁOŚĆ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz