"iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem, i tak zawsze aż do końca..."

"największym szczęściem jest poczucie sensu życia."

"bez wiary potykamy się o źdźbło słomy, z wiarą przenosimy góry."

"odwaga jest najpiękniejszym rodzajem szaleństwa."

14 lutego 2012

tam mamy swój pokój, swoją ławkę w Kaplicy, swoje wspomnienia i swój kąt...





Łaska powołania przychodzi do duszy człowieka w różny sposób i w różnej formie. Bóg może powoływać do swojej winnicy o każdej porze dnia i w każdym okresie życia. Może powołać każdego z nas. Do jednych Bóg mówi cicho, delikatnie i spokojnie. Inni, aby usłyszeć głos Boga potrzebują mocnego wstrząsu. Powołaniem jednych jest założenie własnej rodziny, innych samotność i w końcu powołanie do życia kapłańskiego luz zakonnego.
Jak mawiał Jan Paweł II: Powołanie kapłańskie i zakonne jest jednym z najpiękniejszych wśród powołań, jakim stale przemawia do nas Ewangelia.

Ferie zimowe spędzać można w górach. Najlepsze są narty, bo deska jest trochę niebezpieczna. Można też wyjechać do ciepłych krajów, bo tam przeważnie świeci słońce, lub pojechać do rodziny z wizytą.
Można, można, można...

Ja i moja przyjaciółka Magda wybrałyśmy całkiem inną opcję spędzania wolnego czasu i zagospodarowania tygodnia naszych ferii zimowych.
Żyjemy przecież w bardzo zwariowanych czasach a nasz mały mikrokosmos, w którym na co dzień się obracamy pozwala (tylko wtedy, kiedy sami bardzo tego chcemy) nam wzrastać i pięknie żyć.

Droga do Złoczewa, sama w sobie, niosła już odrobinę magii, dużą dawkę oczekiwania i troszkę tajemniczości.

Z Madzią zawsze trzymamy się razem. Na drodze zawsze mogłyśmy i możemy na siebie liczyć. Wiem, że kiedy upadnę to Magda pomoże mi wstać i tak samo stanie się, kiedy to właśnie jej podwinie się noga.
Pomimo długiego oczekiwania na okazję, zmarzniętych policzków i rąk o wiele ważniejszy był dla nas tego dnia obrany cel naszego wędrowania.







Gdy zobaczyłyśmy wieżę Kościoła i znajomą bramę Klasztoru Mniszek Kamedułek na naszych twarzach pojawił się uśmiech. Była też i łza. Łza szczęśliwa, jak pisze jedna z Kamedułek siostra Rut. Podeszłyśmy bliżej.
W drzwiach Domu Pielgrzyma pojawiła się siostra Urszula, którą poznałyśmy już wcześniej. W wakacje odwiedziłyśmy Siostry wspólnie z naszym księdzem Wacławem – Wikarym z parafii świętego Maksymiliana Kolbe, z której pochodzę.
Bo właśnie wtedy ( i już ) zaczęła się ta podróż...

Dzięki s. Urszuli zrozumiałam, że zawsze trzeba uparcie i konsekwentnie dążyć do obranego przez nas celu. Że trzeba kierować się rozumem w podejmowanych decyzjach, ale co ważniejsze przede wszystkim kierować się sercem.
S. Urszula nie musi dużo mówić, wystarczy że jest. Wierzcie mi, że ma w sobie ogromną siłę obdarowywania innych ludzi spokojem, ogromnym zrozumieniem i miłością.
Często mówi cicho, choć echo jej słów na długo pozostanie w mym sercu.

W kamedulskim Zakonie jest wiele sióstr. Każda jest wyjątkowa. Wszystkie owiane odrobiną tajemniczości i niesamowitej świętości potrafiły odpowiedzieć Bogu na Jego najpiękniejsze zaproszenie.
Dni w Złoczewie są bardzo podobne do siebie. Ale każdy przeżyty zupełnie w inny sposób, na długo pozostaje w pamięci i w sercu.

Codziennie wstawałyśmy bardzo wcześniej. Wspólnie z Madzią i innymi gośćmi Domu Pielgrzyma im. świętego Romualda uczestniczyliśmy w porannych modlitwach: Godzinie Czytań i Jutrzni, oraz Eucharystii.
Potem wspólnie jedliśmy śniadanie (zdarzyło się dwa razy, że towarzyszyła nam s. Urszula) a następnie była praca.
Ja i Magda (akurat był to czas po Bożym Narodzeniu) pomagałyśmy rozbierać choinki i świąteczne dekoracje, sprzątałyśmy Kaplicę. Pamiętam, że podczas wizyty wakacyjnej u Sióstr pomagałyśmy w ogrodzie. Zwykła praca a tyle radości i satysfakcji. Niesamowicie.

Po pracy zaczynały się modlitwy popołudniowe. Potem znowu schodziłyśmy na obiad i podwieczorek. Czas wolny to przede wszystkim chwila odpoczynku, lektura książki i czasami spacer uliczkami Złoczewa.
Popołudniu ponownie z Madzią chwytałyśmy się jakiejś pracy (pomagałyśmy w Kaplicy,w domu, albo w Kościele), czekałyśmy na modlitwy wieczorne.
Były Nieszpory i czas na modlitwę indywidualną.

I tak mijał dzień za dnie. Kolejny i kolejny...

Powoli zbliżał się czas opuszczenia murów Klasztoru i powrotu do swojej codzienności. Jakże często niełatwej. Ale wspólnie z Madzią wiemy, że musimy być silne Panem Bogiem. Nie możemy ulegać pokusom współczesnego świata, ale codziennie stawać się świadkami nadziei i przyjaźni, jaką obdarował nas sam Jezus Chrystus.

Jestem pewna, że do Złoczewa wrócimy jeszcze nie raz.
Tam mamy swój pokój, swoją ławkę w Kaplicy, swoje piękne wspomnienia i swój kąt...

Po prostu.



asia.

Brak komentarzy: